czwartek, 24 lipca 2014

▶czwórka

Obudzony zostałem przez łomot dobiegający z ogrodu, a raczej z garażu, który znajduje się niedaleko mojego okna. Ojciec wspominał, że będzie dziś dłubał przy tym swoim motorze, ale nie powiedział, że zacznie tak rano. Tyle razy mu mówiłem, że bez problemu mogę kupić mu nową maszynę, ale ten się zasłaniał sentymentami jakie z nią wiąże. Miałem chęć położyć się i spróbować jeszcze na trochę zasnąć, lecz wtedy odezwał się mój głodny brzuch. Nastawiony był, że o tej porze już dawno byłem po śniadaniu.
Ubrany tylko w dresowe spodnie zszedłem na dół. Po drodze zatrzymałem się, by zerknąć do lustra, poprawiłem włosy i ruszyłem do kuchni. W domu panowała cisza. Kiedyś, jeszcze za czasów, gdy tu mieszkałem, to było coś rzadkiego. Mama panoszyła się po kuchni i ciągle się coś tłukło, ojciec majsterkował coś w swoim 'specjalnym' pokoju, a Rafa biegała z góry na dół jak wariatka porażona prądem.
W kuchni zrobiłem sobie kawę i na spokojnie przejrzałem lodówkę. Wypełniona była po brzegi, a ja i tak zrobiłem sobie cztery kanapki z serem, ogórkiem i pomidorem i zasiadłem do stołu. Gdy tak jadłem sobie spokojnie, do pomieszczenia weszła Ariana. Była w dość krótkich spodenkach, na co zatrzymał się na chwilę mój umysł. Oprócz spodenek miała też koszulkę ze spongebobem, a jej włosy były powykręcane w każdą stronę. Trochę zdziwiła się, gdy zobaczyła, że siedzę tam i się na nią patrzę. Jednak po chwili uniosła kąciki ust ku górze.
-Nie wiedziałam, że jesteś takim rannym ptaszkiem.-powiedziała i podeszła do okna żeby je otworzyć. Następnie zaciągnęła się świeżym powietrzem, wpadającym do kuchni i przywitała z moim tatą, który chodził i podlewał krzewy.
-Chcesz kawy?-wyrwałem ją z zamyślenia i podszedłem do ekspresu, by dolać brązowej cieczy sobie. Szatynka pokiwała głową i usiadła na jednym z krzeseł, po czym zaczęła przeglądać leżące gazety.
-Cały świat już wie, że jesteś w Brazylii.-pokazała mi okładkę jednej z nich.-Czy Neymar przyleciał tu dla Bruny?-zacytowała tytuł kolejnego szmatławca plotkarskiego.-To ona?-wskazała palcem na zdjęcie modelki.
-Ładna jest..-na samą myśl o niej szeroko się uśmiechnąłem.
-Szczerze? Ja nie jestem ładna, ale ona..Myślałam, że piłkarze mają lepszy gust.-wypowiedziała te słowa i napiła się swojej kawy. Moja reakcja na jej wypowiedź? Zatkało mnie. Wczoraj odniosłem wrażenie, ze jest typem dziewczyny, która nie wypowiada swoich myśli publicznie.
-Yyy..-tyle zdążyłem z siebie wydusić, gdy do kuchni weszła matka. Przy niej nie miałem zamiaru mówić o Brunie, bo była uczulona na ten temat. Odstawiłem pusty kubek do zmywarki, przywitałem się  z mamą krótkim 'cześć' poszedłem do siebie, by przygotować się na dzisiejsze spotkanie z piękną modelką.

*Oczami Ariany

Było około dwunastej, gdy na dół z prędkością światła zbiegł Neymar. Odstawił się jak stróż w Boże Ciało, dosłownie. Ubrany był w w białą bluzę z czarnymi nadrukami, czarne spodnie i białego full cap'a z nike.
-Wybierasz się gdzieś?-spytała pani Nadine przechodząc obok syna. Stałam w drzwiach kuchni i przypatrywałam się jak chłopak mizdrzy się do lustra.
-Umówiłem się z Bruną.-powiedział
-Synu..-westchnęła i bezradnie rozłożyła ręce.-Ona cię skrzywdzi, zobaczysz.-pokiwała palcem i zaczęła iść w moją stronę.
-Ty i te twoje pieprzone przeczucia.-warknął i wyszedł z domu, trzaskając drzwiami.
Podskoczyłam z przestrachu, a pani Nadine pokiwała głową na boki.

Dziesięć minut później stałyśmy i lepiłyśmy ciastka. Dobre wspomnienie z dzieciństwa. Przypomniały mi się czasy jak w jeździłam do babci, bo obiecywała, że będziemy piec ciastka.
-Przepraszam, że pytam, ale czemu pani tak nie lubi tej całej Bruny?-spytałam, bo z jednej strony byłam cholernie ciekawa, a z drugiej irytowała mnie już panująca cisza.
-Bo ta dziewczyna to...-zacięła się.-To kompletne zero. Nie dość, że głupia, brzydka i niewychowana to jeszcze puszczalska. To nie dziewczyna dla mojego syna.-powiedziała.
-Może warto dać jej szansę?-przymrużyłam oczy i uśmiechnęłam się.
-Jej?-parsknęła śmiechem.-Proszę cię.-zabrała się za ponowne wycinanie ciastek.
-Neymar jest dorosły, a każda matka musi czasem uszanować wybory swojego dziecka.
-Gdyby jego wyborem była taka dziewczyna jak ty, to uszanowałabym to od razu.-serdecznie się uśmiechnęła.
Nie wiedziałam co powiedzieć. W ogólnie nie wiedziałam jak zinterpretować to zdanie.Czy ona chciała dać lub podsunąć mi pomysł, bym zaczęła zarywać do jej synka? No tak i jeszcze czego. Może gdyby to nie był piłkarz, o którym piszą na lewo i prawo to jeszcze. No i gdyby nie był tak cholernie przystojny.

Razem z panią Nadine  wieszałyśmy nowo zakupiony przez nią obraz, gdy do domu wparował wściekły Neymar. Nic nie mówiąc pognał do swojego pokoju. Dostrzegłam, że miał trochę zaczerwienione oczy.
Jego matka zaczęła kierowac się w stronę schodów, ale zrobiło mi się żal tego chłopaka i powiedziałam, ze sama z nim pogadam. Zgodziła się i poszła do salonu, a ja udałam się na górę. Pod drzwiami słyszałam wiązankę przekleństw jakie mówił sam do siebie. Uchyliłam drzwi i zobaczyłam jak leży na łóżku z twarzą zakrytą dłońmi.
Trochę wystraszył się jak zobaczył mnie w swoim pokoju. Usiadłam na brzegu łóżka i popatrzyłam na niego.
-Co jest?-złapałam go za rękę, by odsłonił twarz, ale się nie dał.
-Nic.-mruknął
-Uratowałam ci życie, bo twoja matka chciała przyjśc i zapewne zrobić ci kazanie, więc należą mi się za to wyjaśnienia.-uśmiechnęłam się. Chłopak pokazał wreszcie swoją zapłakaną twarz i usiadł po turecku. On chyba na prawdę musiał kochać tę dziewczynę skoro teraz przez nią płakał.
-Poszedłem tam wcześniej, a ona..ona siedziała z jakimś gogusiem i się lizali..-powiedział.-A jak się potem spytałem kto to był to wiesz co mi powiedziała? Że musiało mi się przewidzieć, bo tu nikogo z nią nie było.-parsknął.
-Kretynka.-podsumowałam
-Nie mów tak o niej.-spojrzał na mnie spod 'byka'
-Neymar, laska zrobiła z ciebie idiotę,a  ty ją jeszcze bronisz? Jesteś facetem. Idź na imprezę, poznaj jakąś nową dziewczynę, zabaw się, a nie siedzisz i się użalasz.-powiedziałam.-Chłopaki nie płaczą.-puściłam mu oczko i zmierzwiłam jego ułożoną grzywkę.
-Ej no!-naburmuszył się jak mała dziewczyna, a po chwili sam zaczął się śmiać.-Przepraszam, ale muszę odebrać.-wskazał na dzwoniący telefon. Wstał z łóżka i przyłożył go do ucha. Długo to on nie rozmawiał, ale zdążyłam napatrzeć się na jego opięty spodniami tyłek.-Dzwonił mój kumpel, robi imprezę.-powiedział, gdy już się rozłączył.  
-No widzisz. Poznasz kogoś i będzie okey.-powiedziałam.-Strój się, a ja spadam na dół.-uśmiechnęłam się i opuściłam pokój chłopaka. Ledwie zamknęłam drzwi, a rozdzwonił się mój telefon. Na ekranie pojawiła się nazwa 'Oscar'. Odebrałam.
*Co tam chcesz?-zapytałam
*Może tak "cześć"?
*Cześć.
*No. Słuchaj dziś wieczorem robię imprezkę, może masz ochotę?
*Dzisiaj? No nie wiem czy dam radę..
*No ej, nie przyjmuje odmów.-zastrzegł 
*O której?-uśmiechnęłam się pod nosem.
*Dwudziesta.
*To do zobaczenia.
Mnie do imprez nie trzeba było długo namawiać. Natychmiast zeszłam na dół i zaczęłam poszukiwania pani Nadine. Gdy już ją znalazłam, powiedziałam, że zostałam zaproszona na imprezę do znajomego i czy mam coś jeszcze do robienia, bo chciałam się pójść szykować. Nie miała żadnych zastrzeżeń więc od razu pognałam do siebie, by zrobić się na bóstwo.
   
          

czwartek, 17 lipca 2014

▶trójka

*Oczami Neymara.

Podróż samolotem była strasznie męcząca. Głównym powodem byli fani, którzy chcieli zdjęcie i autograf. Głupio było mi odmówić, bo jestem im strasznie wdzięczny za każde miłe słowa na Twitterze i doping na meczach, jak i po nich. Na całe szczęście lotnisko opuściłem spokojnie bez żadnych zaczepek. Nie żeby mi to przeszkadzało, ale po prostu byłem nie na siłach do zdjęć i pogawędek. Najbliższe trzy tygodnie zamierzam spędzić w swoim rodzinnym domu. Stęskniłem się za nim, za rodzicami i za starymi znajomymi. Jutro mam w planach wybrać się na trening Santosu. Odwiedzę starych kumpli, pogadam z nimi. Barca jest teraz dla mnie wszystkim, ale Santos to moja największa miłość i nic, ani nikt tego nie zmieni. Przed budynkiem lotniska czekała moja siostra oparta o maskę swojego Nissana. Za nią tęskniłem bardziej niż za rodzicami. Rafa jest nie tylko moją siostrą, ale też najlepszą przyjaciółką i kimś z kim mogę pogadać kiedy chcę. Bardzo żałuję, że rzadko widujemy się na żywo. Niestety takie jest życie. Muszą wystarczyć nam
telefony i internet.
Po krótkim powitaniu wsiedliśmy do samochodu i udaliśmy się do naszego rodzinnego domu. Po drodze nie obyło się bez korków związanych z robotami drogowymi. W końcu ktoś się za to zabrał. Ostatnio jak tu byłem to nie mogłem spokojnie spać oparty o siedzenie, bo głowa skakała w każdą stronę.
Gdy zajechaliśmy pod dom wybiegła z niego nasza mama. Jak zwykle z wielkim uśmiechem na twarzy i ubrudzonym mąką fartuszku. Ledwo co wysiadłem z auta, a ta przytuliła mnie jak małe dziecko. Na dodatek umorusała moją nową, czarną bluzę mąką ale jej mogłem to wybaczyć. Po chwili z garażu wyszedł ojciec. Standardowo ubrudzony smarem. Zapewne znowu grzebał coś w swoim motorze. Uścisnąłem jego brudną dłoń na powitanie i teraz na spokojnie podszedłem do bagażnika po swoją torbę.
Mama na siłę zaciągnęła mnie do kuchni jak tylko przekroczyłem próg domu. Stwierdziła, że jestem za chudy i w Europie pewnie nie ma nic do jedzenia. Z dziesięć minut tłumaczyłem jej, że nie mam ochoty na jedzenie tylko chcę pójść się rozpakować, wziąć prysznic i może potem się skuszę na jej tartę z mozzarellą.
Ciągnąc za sobą bagaż wszedłem na drugie piętro. Skierowałem się w lewo do drzwi swojego pokoju. Gdy otworzyłem drzwi ujrzałem młodą dziewczynę, która zmieniała pościel w moim łóżku i pełno detergentów do sprzątania na małej komodzie w rogu. Dziewczyna ładnie się prężyła, ładnie. Szkoda, że miała na sobie spodnie, bo nie użyłem za dużo widoków.
-Przepraszam, ale co robisz w moim pokoju?-upuściłem torbę na podłogę i podszedłem do okna, by je trochę przymknąć, bo zrobił się przeciąg.
-Zmieniam pościel.-odpowiedziała spokojnie nawet nie zdziwiona moim pojawieniem się w pomieszczeniu.
-A dlaczego?-usiadłem na obrotowym krześle i podparłem podbródek palcami.
-Pani Nadine kazała to zrobić przed pana przyjazdem.-odłożyła obłożoną nową pościelą poduszkę i wzięła się za kolejną.
-Moja mama ci kazała?-uniosłem brew w górę, a dziewczyna spojrzała na mnie i delikatnie się uśmiechnęła. Niezła była. Może gdyby nie Bruna to zamiast siedzieć na krześle leżelibyśmy na łóżku i się całowali, ale tak to nie było opcji. Bruna była, znaczy jest, znaczy będzie moją dziewczyną. W dawnych czasach byliśmy ze sobą, ale nam nie wyszło. Od niedawna znów utrzymujemy kontakt i coraz lepiej się dogadujemy. Przyleciałem tu z myślą, że spotkamy się i pogadamy o nas. Wiem, że rodzicom, ani Rafie się nie podoba. Tylko co oni mają do gadania. To ja z nią będę, a nie oni więc nie powinni wsadzać nosa tam gdzie nie trzeba.
-Pana mama mnie zatrudniła.-odpowiedziała ze spokojem w głosie i odłożyła gotową poduszkę na swoje miejsce.
-Ty jesteś tą sprzątaczką?-oczy omal nie wyszły mi z orbit, gdy to powiedziałem. Mama wspominała, że zatrudniła nową sprzątaczkę tylko nie wspomniała mi, że jest młoda, ładna i ma seksowny tyłek.
-Wolałabym to nazwać pomocą domową. Ładniej brzmi.-uśmiechając się zgarnęła do worka stojące na szafce płyny i schyliła się po ściereczkę do kurzu.
-Przecież to nie jest zajęcie dla tak młodej dziewczyny..-zdziwiłem się.-Jesteś za ładna do tej branży.-powiedziałem, a na jej policzki wkradł się mały rumieniec.
-To pańskie zdanie.-odpowiedziała przecierając komodę
-Zachowałem się jak burak, prawda?-dopiero teraz ocknąłem się, że ciągle mówiłem jej na 'ty', a ona zwracała się bardziej oficjalnie. Dziewczyna spojrzała pytająco.
-Czemu?
-Bo ja walę na 'ty', a ty..znaczy pani nie.-zażenowany odkręciłem głowę i zacząłem śledzić wzrokiem latającą muchę.
-Nic się nie stało przecież.-kolejny raz ukazała swoje białe zęby w ślicznym uśmiechu.
-Neymar.-podszedłem do szatynki i podałem jej rękę. Spojrzała na mnie jak na kretyna, ale uścisnęła moją dłoń.
-Ariana.-usłyszałem z jej ust. Teraz miałem chwilkę czasu, by dokładniej przyjrzeć się jej twarzy. Miała długie rzęsy, które otulały jej piękne, duże, niebieskie oczy.  Mały pieprzyk na górną wargą. Małego kolczyka w swoim zgranym i lekko piegowatym nosie. Pełne, zaróżowione usta i drobne znamię na policzku.
-Miło mi.-posłałem jej uśmiech. Dziewczyna go odwzajemniła i niestety puściła moją dłoń. Wszystko dobre co szybko się kończy.
-Mogę cię o coś zapytać?-niepewnie przygryzła wargę. Modliłem się, by nie odpłynąć w tamtym momencie. Chyba nie ma faceta, który oleje ładną dziewczynę, która tak seksownie przygryza wargę.
-Jasne.-wzruszyłem ramionami dając jej krótką odpowiedź.
-Kim ty jesteś, że twoja mama tak przeżywała żeby tylko fani cię nie dopadli na lotnisku?-zamurowało mnie. Stał przed nią prawdziwy, żywy Neymar, a ta tego nie wiedziała? Czy jest coś bardziej szokującego? Trochę to dziwne, bo cały świat wie kim jestem, a ona zadaje mi takie pytanie.
-Nie wiesz kim jestem?-moje oczy przybrały rozmiar guzika, a ona tylko przymrużyła swoje. Na jej czole pojawiła się zmarszczka, a po chwili znów usłyszałem jej głos.
-Powinnam?-uniosła jedną brew do góry
-Jestem Neymar!-rozłożyłem ręce z wielkim bananem na twarzy.
-To wiem.-zaśmiała się
-Nie załamuj mnie..-jęknąłem i usiadłem z niedowierzaniem na łóżku.
-Strasznie migasz się od odpowiedzi.-stwierdziła.-Może jesteś jakimś znanym zabójcą i masz już swój fandom, co?-szturchnęła mnie w ramię, gdy przechodziła na drugą stronę pokoju po szczoteczkę do pajęczyn.
-Jestem napastnikiem...-przerwałem swoją wypowiedź, bo szatynka zaczęła się cicho śmiać.-Nie w tym sensie!-zaprzeczyłem podnosząc ręce w geście obronnym.-Jestem napastnikiem w FC Barcelonie.-dokończyłem to co miałem zamiar powiedzieć wcześniej. Dziewczyna patrzyła na mnie i zwijała się ze śmiechu. Byłem ciekawy co ją tak rozbawiło, bo chyba nie to, że jestem piłkarzem w jednej z najlepszych drużyn na świecie.
-A co to jest?-gdy się opanowała zadała mi kolejne pytanie. Tym razem omal nie spadłem z łóżka. Jak można nie wiedzieć co to FC Barcelona? Kim trzeba być żeby nie znać tego klubu?
-Klub sportowy.-odpowiedziałem spokojnie nim wyszedłem z siebie.
-A czekaaaaaj.-przeciągnęła słodko ostatni wyraz.-Coś kojarzę..-zamyśliła się.-To to z Ronaldem?-niepewnie przymrużyła oczy. Podparłem głowę dłonią w geście załamania i wzdychnąłem.
-Nie, to akurat Real Madryt.-powiedziałem.-W Barcy siedzi Messi, Iniesta, Pique...-kiwała głową, ale po jej minie wiedziałem, że nie wie nawet o kogo mi chodzi.-Nie interesujesz się futbolem?
-Nie.-szybko zaprzeczyła i odwróciła się do mnie tyłem, by dokończyć czyszczenie półki nad swoją głową.
Moje oczy szybko złapały kontakt z jej opiętym jeansami tyłkiem. Do tego jej ruchy, boże! Mój umysł wariował, serce stanęło, a spodnie..Ten temat może pominę.
-Okey skończone.-klasnęła w dłonie po czym zdjęła z dłoni rękawiczki. Dopiero wtedy oderwałem od niej wzrok ale szybko przerzuciłem się na jej nadgarstek. Widniało na nim kilka czerwonych kresek. Moja pierwsza myśl była taka, że się cięła. Odgoniłem ją, bo pewnie to wymysł mojej wyobraźni. Pewnie kot ją zadrapał i ma ślady.-Możesz sobie odpoczywać.-posłała mi kolejny uśmiech w ciągu pół godziny.
-Jak chcesz możesz sobie ze mną posiedzieć.-poruszałem zabawnie brwiami na co dziewczyna zareagowała cichym chichotem.
-Mam jeszcze trochę do roboty.-zacisnęła usta w wąską linijkę i otworzyła drzwi mojego pokoju. Wyszła z niego zmagając się z czarnym workiem śmieci i różnych płynów, a ja zostałem sam. Walnąłem się na łóżko, założyłem ręce pod głowę i nie mam pojęcia jak szybko, ale zasnąłem. A sen był piękny. Nowo poznana szatynka w stroju bikini, sam na sam ze mną..

***

Powoli schodziłem ze schodów, by udać się na kolację. Ciągle po głowie chodził mi ten sen. Dziwna sprawa. Ale szczerze przyznam, że podobał mi się. Od cholery mi się podobał. Jedyne czego nie rozumiem to główna bohaterka. Zazwyczaj miewam takie sny o Brunie, ewentualnie o lasce, która dobrze poradzi sobie poprzedniej nocy. Arianę znałem kilka minut i już takie coś.
-Neymar!-krzyk, a raczej wrzask Rafy mnie wybudził z zamyślenia. Zorientowałem się, że jeszcze moment i wlazłbym w ścianę. Mało mi brakowało.-Brałeś coś?-siostra wsadziła mi palec w żebra i weszła do kuchni gdzie była mama i seksowna szatynka, która właśnie schylała się do piekarnika. Słodki Jezu chcieć na chwilę przestać o niej myśleć i się nie da.
-Synu chodź pogadamy.-głos ojca wyrwał mnie z kolejnego zawiasa dzisiejszego dnia. Posłuchałem się go i wszedłem z nim do jadalni. Zajęliśmy miejsca przy stole i zaczęliśmy gadać o tym co u mnie. Oczywiście nie obyło się bez słynnego "Gdybyś nie poszedł do Barcelony to byłbyś tu na miejscu." Ten tekst pojawiał się w każdej rozmowie tuż po moim przyjeździe do rodzinnego domu. Nim spostrzegłem stół był już zastawiony, a mama i Rafa niosły ostatnie smakołyki. Niestety nigdzie nie widziałem ślicznej szatynki.
-Więc smacznego!-mama z uśmiechem usiadła obok ojca i nałożyła mu ziemniaków.
-A Ariana nie je z nami?-mimowolnie zadałem nurtujące mnie pytanie.
-Mówiłam jej, ale mówiła, że idzie się położyć.-dostałem odpowiedź z ust siostry.
-Jak chcesz to idź po nią.-mama zachęcająco się uśmiechnęła.-Może ty ją namówisz.-dodała po czym włożyła do ust kawałek mięsa i zajęła się przeżuwaniem go. Podniosłem tyłek z krzesła i zaciskając usta w cienką linijkę udałem się na górę. W połowie drogi usłyszałem krzyk rodzicielki, który instruował mnie, w którym pokoju znajduje się dziewczyna.
Delikatnie nacisnąłem klamkę od drzwi, a moim oczom ukazał się widok leżącej na łóżku i czytającej Ariany. Nie wiem czemu, ale nagle spanikowałem. Nie miałem odwagi, by wejść do środka. Mój umysł kazał mi to zrobić. Nogi zaś nie chciały iść w przód, lecz w tył. Wycofałem się, by dać sobie spokój i zejść do rodziny. Jednak pod moim ciężarem zaskrzypiała jedna z desek. Mój wzrok spotkał się ze spojrzeniem dziewczyny. Uśmiechnąłem się jak kretyn na co ona tylko uniosła brwi do góry.
-Podglądasz mnie?-usłyszałem padające z jej ust pytanie.
-Nie..nie..nie..-zająknąłem się
-To po co skradałeś się jak złodziej?
-Bo ja....-zabrakło mi słów do wysłowienia się. Szatynka zamknęła czytaną książkę, odłożyła ją na bok i usiadła po turecku.
-Bo ty...-pokręciła dłonią, by dać mi do zrozumienia, że chce dostać odpowiedź.
-Przyszedłem zawołać cię na kolację.
-I tylko to?-potwierdziłem.-Przyszedłeś mnie zawołać i dlatego skradasz się jak ninja?-wybuchnęła nagłym śmiechem. Moje zachowanie było trochę głupie, ale nie musiała od razu reagować takim śmiechem.
-Idziesz?-zapytałem bez żadnego entuzjazmu, bo poczułem się urażony. Nienawidziłem jak dziewczyna się ze mnie śmiała. Wtedy czułem się taki mało męski.
-Zaraz zejdę.-delikatnie się uśmiechnęła. Przymknąłem drzwi i z powrotem zszedłem na dół. Ledwo co zająłem swoje miejsce, a ona już pojawiła się na dole. Ojciec wskazał jej miejsce obok mamy, a zarazem na przeciwko mnie. Za nim usiadła upięła włosy w wysokiego kucyka.
-Synu pomożesz mi jutro przy motorze?-spytał ojciec, gdy nalewał każdemu nalewkę swojej roboty.
-Jutro? No nie bardzo..-skrzywiłem się i podrapałem po karku.
-Idziesz jutro do Daviego?-spytała mama
-Pojutrze do niego pójdę.-odpowiedziałem na zadane przez matkę pytanie.-Jutro spotykam się z Bruną.-dokończyłem wypowiedź, a moja rodzicielka zachłysnęła się pitym trunkiem.
Siostra zaczęła klepać ją po plecach, a Ariana nalała jej do szklanki wody mineralnej.
-Bruna nie jest dla ciebie.-powiedziała twardo
-Matka ma rację.-przyznał ojciec.-Ta dziewczyna to kompletna pomyłka. Daj sobie z nią spokój.
-Ona nie jest żadną pomyłką.-rzuciłem trzymany w dłoni widelec na blat stołu i cisnąłem spojrzeniem w oboje rodziców.
-Bracie, ale ona nie jest w stanie ci nic zaoferować..-poczułem dłoń siostry na ramieniu.-Ty i ona to dwa zupełnie inne światy.-objęła mnie rękoma za szyję i przytuliła.
-Jednak to mój wybór nie wasz.-mruknąłem pod nosem
-Ale...
-Nie ma żadnego ale! Zawsze wpieprzaliście się w moje życie, ale tym razem pozwólcie, że sam zdecyduję czy Bruna jest dla mnie czy nie!-wyrwałem się z objęć siostry i gwałtownie wstałem. Pytali jakie mam plany więc im odpowiedziałem. Nie pytałem ich o zdanie. Miałem ponad dwadzieścia lat, a oni traktowali mnie jak małego bachora. Chyba umiem dokonywać wyborów, nie jest jakiś upośledzony umysłowo. Na dodatek sam wiem lepiej co jest dla mnie dobre, a co mi zaszkodzi. Najbardziej nie rozumiem dlaczego tak bardzo nie lubią Bruny. Nie jest specjalnie mądra czy też miła, ale jest ładna i dobrze mi się z nią gada. Chyba taki argument powinien wystarczyć.
Wkurzony na nich udałem się do swojego pokoju i mocno trzasnąłem drzwiami. Dobrze, że futryna jest mocno przymocowana. W innym wypadku mogłoby być nieciekawie. Nie rozbierając się, położyłem się do łóżka i dużo rozmyślając o Brunie, rodzicach, Barcelonie, i nawet Arianie, zasnąłem.          


 
      

czwartek, 3 lipca 2014

▶drugi

Szkoda, że jakiś mądry człowiek nie wymyślił wyłącznika do słońca. Mogłabym je legalnie wyłączyć i nadal spać, a tak to zostaję po chamsku obudzona. Mimo wszystko dziś nie mogę narzekać na brzydką pogodę. Aż chce się żyć jak człowieka wita taki poranek. Właśnie która to była godzina? Po omacku odszukałam swojego samsunga i sprawdziłam czas. Było około jedenastej więc mogłam jeszcze chwilę poleżeć ale z racji tego, że na dwunastą umówiona byłam z panią Nadine,postanowiłam wstać. Pierwsze co zrobiłam po wyjściu z łóżka to podeszłam do drzwi balkonowych i otworzyłam je na rozcież. Świeże powietrze natychmiast uderzyło do pomieszczenia, a dobiegający śpiew jakiegoś człowieka z ulicy był tak urzekający, że szkoda było nie posłuchać. Ludzie to na prawdę mają dobrze w tym kraju. Nie chodzi mi o to, że jest czysto, nie ma tylu meneli walających się pod sklepami ani coś podobnego. Chodzi mi o to, że mają tak przyjazne środowisko, że klękajcie anieli. Na balkonie spędziłam chyba z dziesięć minut, bo ponownie sprawdzony zegarek wskazywał 11:06.  Niechętnie opuściłam balkon i weszłam do środka. Następnie odwiedziłam łazienkę, gdzie odbyłam szybki prysznic, a potem dzięki kosmetykom zrobiłam z twarzy człowieka, a nie zombiaka. Co do stroju nie przywiązywałam jakiejś specjalnej uwagi i ubrałam się tak jak było mi wygodnie, czyli zwiewna spódniczka, bokserka i trampki. Pół godziny przed ustalonym czasem wyszłam z hotelu, bo nie znam okolicy i będę potrzebować czasu na odnalezienie się. Chociaż może nie to mnie tak przerażało jak kierowcy trąbiący w moją stronę i posyłający uśmieszki. Oh na prawdę? Może jakby jakiś z nich był w miarę okey ale takie paszczury to nie wchodziły w grę. A mówią, że w Brazylii roi się od opalonych bogów z wyrzeźbionymi klatami...
Dobra. Wnioskuję, iż się zgubiłam. Stanęłam pod pobliskim krzewem i nie wiedziałam co dalej robić. Że też w takich momentach nie mam wykupionego pakietu internetu i nie mogę wejść w nawigację. Myślałam, że zginę w tym miejscu, bo nie widziałam żadnej żywej duszy ale wtedy na całe (moje) szczęście pojawił się on. Przystojny, wysoki brunet wpatrzony w ekran swojego telefonu.
-Hej, przepraszam.-zagadnęłam.
Chłopak spojrzał w lewo, a dopiero potem w moją stronę i podszedł bliżej.
-Tak?-lekko uniósł brwi do góry i schował telefon do kieszeni spodenek.
-Potrzebuję pomocy.-powiedziałam.-Wie pan może jak dojść do knajpy "Jamaica"?
-Oscar.-wyciągnął do mnie rękę, którą uścisnęłam się i również mu się przedstawiłam.-Przypadkowo wiem.-uśmiechnął się.
O słodki jezu co to za uśmiech!
-Pomożesz?
-Pewnie. Musisz iść do końca tej ulicy, potem skręcić za takim pomnikiem, potem w lewo, prawo i za jakieś sto metrów od sklepu sportowego jest ta knajpka.-wyjaśnił.
Nic, a nic nie pojęłam z jego tłumaczenia. Jedynie stałam i potakiwałam ale chyba zauważył mój nieogar i zaczął się śmiać.
-To nie jest śmieszne.-założyłam ręce.-Jestem tu dopiero od wczoraj, mam prawo nie ogarniać miasta.-dodałam
-Było tak od razu.-powiedział.-Jeśli chcesz to mogę ci tam zaprowadzić ale w zamian stawiasz shake'a.-puścił oczko
-Wszystko ci mogę postawić byle się tylko nie spóźnić.-byłam już lekko poddenerwowana, bo zostało mi niespełna dziesięć minut.
-Powiadasz,  że wszystko możesz mi postawić?-rytmicznie poruszał brwiami.
Dopiero po chwili załapałam o co mu chodzi i walnęłam go w ramię. Zboczeńcy żyją na całym świecie. Przez drogę do wyznaczonego miejsca świetnie nam się gadało. Strasznie miły chłopak z niego tylko zastanawiało mnie czemu ciągle się tak nerwowo rozglądał. Najpierw pomyślałam, że może nie chce być zauważony przy takim czymś jak ja. Jednak ta myśl szybko przeszła kiedy zapytał czy wieczorem mam jakieś plany. Oczywiście powiedziałam, że nie, bo niby co ja miałabym tu robić i takim o to sposobem umówiliśmy się około siedemnastej pod moim hotelem. Do lokalu weszłam ciągle obserwowana przez bruneta. Odwróciłam się i pomachałam mu na pożegnanie, a następnie zaczęłam rozglądać się po lokalu w poszukiwaniu pani Nadine. Wczoraj podczas rozmowy trochę się opisała, więc starałam się dopasować którąkolwiek kobietę do jej wyglądu. Na pierwszy rzut oka skojarzyłam panią siedzącą przy oknie i wpatrującą się w filiżankę po kawie.
-Przepraszam, pani Nadine?-zapytałam nieśmiało
-Tak, a co?-podniosła wzrok na moją osobę.-Pani Ariana, tak?-od razu promienniej się uśmiechnęła.-Proszę siadać.-wskazała miejsce.
-Niech pani mi mówi po imieniu, nie lubię jak ktoś mi mówi na "pani".-poprosiłam
-Jak wolisz. Dobrze przejdźmy do konkretów. Czemu zdecydowałaś się do nas zgłosić?-zapytała
-Może dlatego, że jestem tu dopiero od niecałej doby i chciałam szybko znaleźć jakąś pracę..
-A poprzednio gdzie mieszkałaś?
-W Portugalii.-odpowiedziałam
-Kawałek świata się przeniosłaś.-zaśmiała się.-Co cię tak nakłoniło żeby wprowadzić się do takiej dziury?
-Troszeczkę drogi jest.-powiedziałam, a potem po jej dłuższych namowach opowiedziałam czemu postanowiłam tu przylecieć. Współczuła mi. Wow. Tak dawno nikt tego nie robił, że zapomniałam jakie to uczucie. W moim kraju ludzie to zimne istoty pozbawione uczuć, dla których liczy się własny tyłek, a innych traktują gorzej niż się da. Rozmawiając z nią poczułam się jakbym gadała z mamą jakiej nigdy nie miałam. Taką idealną mamą, która chciała mnie wysłuchać, poradzić. Najciekawszym wątkiem w naszej rozmowie było to, że popracuję u nich w domu, a potem ona sama pomoże mi znaleźć jakąś pracę. Zapowiada się obiecująco, ciekawe co z tego wyniknie. Nasze spotkanie skończyło się sukcesem. Zdobyłam pracę i od jutra rana mam stawić się pod wyznaczonym adresem z walizką, bo mam tam mieszkać. Skoro sami chcą to grzech nie skorzystać. Z knajpy wyszłam z wielkim uśmiechem na ustach. Pierwszy raz od bardzo dawna coś mi się udało. Nieźle.

16:54
Właśnie wychodziłam z windy, gdy ujrzałam siedzącego na kanapie Oscara, a przy nim wianek dziewczyn. Jezusie jak tu każdy przystojny facet jest tak traktowany to ja szczerzę mu współczuję. Podeszłam bliżej i zobaczyłam, że ten chłopak daje im autografy i strzela z nimi sweet focie. Kim on do cholery jasnej jest? Zauważył, że stoję kilka metrów od niego i przeprosił dziewczyny, a  potem podszedł do mnie.
-Chodźmy stąd. Jak najdalej.-złapał mnie za rękę i pociągnął w stronę drzwi.
-Co to było? Tam w środku.-zapytałam jak staliśmy już na zewnątrz, a on odpalał papierosa.
-Fanki.-rzucił i zaczął iść.-Chodź.-powiedział
-Od kiedy normalni ludzie mają fanów?-byłam tak zdezorientowana jak jeszcze nigdy.
-Kto powiedział, że jestem normalny?-wypuścił z ust dum prosto w moją twarz. Zareagowałam kaszlem i odwróciłam się, a jak wszystko wróciło do normy wróciłam do zadawania pytań.
-A nie jesteś?
-Interesujesz się piłką nożną?-spytał po chwili namysłu
-Nie.-szybka odpowiedź
-To wszystko wyjaśnia.-zaśmiał się, a ja spojrzałam na niego z ukosa.-Jestem piłkarzem.-wyrzucił dopalonego papierosa i na mnie popatrzył
-Że ty?-wskazałam palcem i zaczęłam się śmiać.-Żartujesz.-mruknęłam
-Jestem zawodnikiem Chelsea.-powiedział.-Kurcze pierwszy raz gadam z laską, która nie piszczy na mój widok, nie chce autografów na cyckach i wcale mnie nie kojarzy.-zaczął się śmiać
-Nie należę do fanek sportu, a tym bardziej nożnej
-Zauważyłem.-rzucił.-To gdzie idziemy?
-No na tego obiecanego shake'a, tak?-odpowiedziałam pytaniem na pytanie
-Już myślałem, że zapomniałaś.-poruszał brwiami
-A ty nie chciałeś mi przypominać, bo wyszło by że jesteś chamliwy?
-Poniekąd.-założył swoje okulary przeciwsłoneczne i pokazał rząd białych ząbków.
Umarłam? Jestem w niebie? Nie? To zaraz tam będę.
-I tak jesteś.-strzeliłam go w ramię i odeszłam, a on podążył za mną. Z Oscarem spędziłam na prawdę świetne popołudnie. Oprowadził mnie po mieście, pokazał najlepsze miejsca, douczył trochę jakie i gdzie są ulice. Za takiego przewodnika to by się pół świata zabiło. Na sam koniec poszliśmy na pizzę. Przy jedzeniu dużo gadaliśmy. Wiele dowiedziałam się o nim, o piłce nożnej i ogólnie o tym co się na świecie dzieje. I mimo tego, że poznałam go dopiero dziś rano to już go polubiłam. Świetny chłopak i dobry rozmówca-a takich na świecie mało.