*Oczami Neymara.
Podróż samolotem była strasznie męcząca. Głównym powodem byli fani, którzy chcieli zdjęcie i autograf. Głupio było mi odmówić, bo jestem im strasznie wdzięczny za każde miłe słowa na Twitterze i doping na meczach, jak i po nich. Na całe szczęście lotnisko opuściłem spokojnie bez żadnych zaczepek. Nie żeby mi to przeszkadzało, ale po prostu byłem nie na siłach do zdjęć i pogawędek. Najbliższe trzy tygodnie zamierzam spędzić w swoim rodzinnym domu. Stęskniłem się za nim, za rodzicami i za starymi znajomymi. Jutro mam w planach wybrać się na trening Santosu. Odwiedzę starych kumpli, pogadam z nimi. Barca jest teraz dla mnie wszystkim, ale Santos to moja największa miłość i nic, ani nikt tego nie zmieni. Przed budynkiem lotniska czekała moja siostra oparta o maskę swojego Nissana. Za nią tęskniłem bardziej niż za rodzicami. Rafa jest nie tylko moją siostrą, ale też najlepszą przyjaciółką i kimś z kim mogę pogadać kiedy chcę. Bardzo żałuję, że rzadko widujemy się na żywo. Niestety takie jest życie. Muszą wystarczyć nam
telefony i internet.
Po krótkim powitaniu wsiedliśmy do samochodu i udaliśmy się do naszego rodzinnego domu. Po drodze nie obyło się bez korków związanych z robotami drogowymi. W końcu ktoś się za to zabrał. Ostatnio jak tu byłem to nie mogłem spokojnie spać oparty o siedzenie, bo głowa skakała w każdą stronę.
Gdy zajechaliśmy pod dom wybiegła z niego nasza mama. Jak zwykle z wielkim uśmiechem na twarzy i ubrudzonym mąką fartuszku. Ledwo co wysiadłem z auta, a ta przytuliła mnie jak małe dziecko. Na dodatek umorusała moją nową, czarną bluzę mąką ale jej mogłem to wybaczyć. Po chwili z garażu wyszedł ojciec. Standardowo ubrudzony smarem. Zapewne znowu grzebał coś w swoim motorze. Uścisnąłem jego brudną dłoń na powitanie i teraz na spokojnie podszedłem do bagażnika po swoją torbę.
Mama na siłę zaciągnęła mnie do kuchni jak tylko przekroczyłem próg domu. Stwierdziła, że jestem za chudy i w Europie pewnie nie ma nic do jedzenia. Z dziesięć minut tłumaczyłem jej, że nie mam ochoty na jedzenie tylko chcę pójść się rozpakować, wziąć prysznic i może potem się skuszę na jej tartę z mozzarellą.
Ciągnąc za sobą bagaż wszedłem na drugie piętro. Skierowałem się w lewo do drzwi swojego pokoju. Gdy otworzyłem drzwi ujrzałem młodą dziewczynę, która zmieniała pościel w moim łóżku i pełno detergentów do sprzątania na małej komodzie w rogu. Dziewczyna ładnie się prężyła, ładnie. Szkoda, że miała na sobie spodnie, bo nie użyłem za dużo widoków.
-Przepraszam, ale co robisz w moim pokoju?-upuściłem torbę na podłogę i podszedłem do okna, by je trochę przymknąć, bo zrobił się przeciąg.
-Zmieniam pościel.-odpowiedziała spokojnie nawet nie zdziwiona moim pojawieniem się w pomieszczeniu.
-A dlaczego?-usiadłem na obrotowym krześle i podparłem podbródek palcami.
-Pani Nadine kazała to zrobić przed pana przyjazdem.-odłożyła obłożoną nową pościelą poduszkę i wzięła się za kolejną.
-Moja mama ci kazała?-uniosłem brew w górę, a dziewczyna spojrzała na mnie i delikatnie się uśmiechnęła. Niezła była. Może gdyby nie Bruna to zamiast siedzieć na krześle leżelibyśmy na łóżku i się całowali, ale tak to nie było opcji. Bruna była, znaczy jest, znaczy będzie moją dziewczyną. W dawnych czasach byliśmy ze sobą, ale nam nie wyszło. Od niedawna znów utrzymujemy kontakt i coraz lepiej się dogadujemy. Przyleciałem tu z myślą, że spotkamy się i pogadamy o nas. Wiem, że rodzicom, ani Rafie się nie podoba. Tylko co oni mają do gadania. To ja z nią będę, a nie oni więc nie powinni wsadzać nosa tam gdzie nie trzeba.
-Pana mama mnie zatrudniła.-odpowiedziała ze spokojem w głosie i odłożyła gotową poduszkę na swoje miejsce.
-Ty jesteś tą sprzątaczką?-oczy omal nie wyszły mi z orbit, gdy to powiedziałem. Mama wspominała, że zatrudniła nową sprzątaczkę tylko nie wspomniała mi, że jest młoda, ładna i ma seksowny tyłek.
-Wolałabym to nazwać pomocą domową. Ładniej brzmi.-uśmiechając się zgarnęła do worka stojące na szafce płyny i schyliła się po ściereczkę do kurzu.
-Przecież to nie jest zajęcie dla tak młodej dziewczyny..-zdziwiłem się.-Jesteś za ładna do tej branży.-powiedziałem, a na jej policzki wkradł się mały rumieniec.
-To pańskie zdanie.-odpowiedziała przecierając komodę
-Zachowałem się jak burak, prawda?-dopiero teraz ocknąłem się, że ciągle mówiłem jej na 'ty', a ona zwracała się bardziej oficjalnie. Dziewczyna spojrzała pytająco.
-Czemu?
-Bo ja walę na 'ty', a ty..znaczy pani nie.-zażenowany odkręciłem głowę i zacząłem śledzić wzrokiem latającą muchę.
-Nic się nie stało przecież.-kolejny raz ukazała swoje białe zęby w ślicznym uśmiechu.
-Neymar.-podszedłem do szatynki i podałem jej rękę. Spojrzała na mnie jak na kretyna, ale uścisnęła moją dłoń.
-Ariana.-usłyszałem z jej ust. Teraz miałem chwilkę czasu, by dokładniej przyjrzeć się jej twarzy. Miała długie rzęsy, które otulały jej piękne, duże, niebieskie oczy. Mały pieprzyk na górną wargą. Małego kolczyka w swoim zgranym i lekko piegowatym nosie. Pełne, zaróżowione usta i drobne znamię na policzku.
-Miło mi.-posłałem jej uśmiech. Dziewczyna go odwzajemniła i niestety puściła moją dłoń. Wszystko dobre co szybko się kończy.
-Mogę cię o coś zapytać?-niepewnie przygryzła wargę. Modliłem się, by nie odpłynąć w tamtym momencie. Chyba nie ma faceta, który oleje ładną dziewczynę, która tak seksownie przygryza wargę.
-Jasne.-wzruszyłem ramionami dając jej krótką odpowiedź.
-Kim ty jesteś, że twoja mama tak przeżywała żeby tylko fani cię nie dopadli na lotnisku?-zamurowało mnie. Stał przed nią prawdziwy, żywy Neymar, a ta tego nie wiedziała? Czy jest coś bardziej szokującego? Trochę to dziwne, bo cały świat wie kim jestem, a ona zadaje mi takie pytanie.
-Nie wiesz kim jestem?-moje oczy przybrały rozmiar guzika, a ona tylko przymrużyła swoje. Na jej czole pojawiła się zmarszczka, a po chwili znów usłyszałem jej głos.
-Powinnam?-uniosła jedną brew do góry
-Jestem Neymar!-rozłożyłem ręce z wielkim bananem na twarzy.
-To wiem.-zaśmiała się
-Nie załamuj mnie..-jęknąłem i usiadłem z niedowierzaniem na łóżku.
-Strasznie migasz się od odpowiedzi.-stwierdziła.-Może jesteś jakimś znanym zabójcą i masz już swój fandom, co?-szturchnęła mnie w ramię, gdy przechodziła na drugą stronę pokoju po szczoteczkę do pajęczyn.
-Jestem napastnikiem...-przerwałem swoją wypowiedź, bo szatynka zaczęła się cicho śmiać.-Nie w tym sensie!-zaprzeczyłem podnosząc ręce w geście obronnym.-Jestem napastnikiem w FC Barcelonie.-dokończyłem to co miałem zamiar powiedzieć wcześniej. Dziewczyna patrzyła na mnie i zwijała się ze śmiechu. Byłem ciekawy co ją tak rozbawiło, bo chyba nie to, że jestem piłkarzem w jednej z najlepszych drużyn na świecie.
-A co to jest?-gdy się opanowała zadała mi kolejne pytanie. Tym razem omal nie spadłem z łóżka. Jak można nie wiedzieć co to FC Barcelona? Kim trzeba być żeby nie znać tego klubu?
-Klub sportowy.-odpowiedziałem spokojnie nim wyszedłem z siebie.
-A czekaaaaaj.-przeciągnęła słodko ostatni wyraz.-Coś kojarzę..-zamyśliła się.-To to z Ronaldem?-niepewnie przymrużyła oczy. Podparłem głowę dłonią w geście załamania i wzdychnąłem.
-Nie, to akurat Real Madryt.-powiedziałem.-W Barcy siedzi Messi, Iniesta, Pique...-kiwała głową, ale po jej minie wiedziałem, że nie wie nawet o kogo mi chodzi.-Nie interesujesz się futbolem?
-Nie.-szybko zaprzeczyła i odwróciła się do mnie tyłem, by dokończyć czyszczenie półki nad swoją głową.
Moje oczy szybko złapały kontakt z jej opiętym jeansami tyłkiem. Do tego jej ruchy, boże! Mój umysł wariował, serce stanęło, a spodnie..Ten temat może pominę.
-Okey skończone.-klasnęła w dłonie po czym zdjęła z dłoni rękawiczki. Dopiero wtedy oderwałem od niej wzrok ale szybko przerzuciłem się na jej nadgarstek. Widniało na nim kilka czerwonych kresek. Moja pierwsza myśl była taka, że się cięła. Odgoniłem ją, bo pewnie to wymysł mojej wyobraźni. Pewnie kot ją zadrapał i ma ślady.-Możesz sobie odpoczywać.-posłała mi kolejny uśmiech w ciągu pół godziny.
-Jak chcesz możesz sobie ze mną posiedzieć.-poruszałem zabawnie brwiami na co dziewczyna zareagowała cichym chichotem.

-Mam jeszcze trochę do roboty.-zacisnęła usta w wąską linijkę i otworzyła drzwi mojego pokoju. Wyszła z niego zmagając się z czarnym workiem śmieci i różnych płynów, a ja zostałem sam. Walnąłem się na łóżko, założyłem ręce pod głowę i nie mam pojęcia jak szybko, ale zasnąłem. A sen był piękny. Nowo poznana szatynka w stroju bikini, sam na sam ze mną..
***
Powoli schodziłem ze schodów, by udać się na kolację. Ciągle po głowie chodził mi ten sen. Dziwna sprawa. Ale szczerze przyznam, że podobał mi się. Od cholery mi się podobał. Jedyne czego nie rozumiem to główna bohaterka. Zazwyczaj miewam takie sny o Brunie, ewentualnie o lasce, która dobrze poradzi sobie poprzedniej nocy. Arianę znałem kilka minut i już takie coś.
-Neymar!-krzyk, a raczej wrzask Rafy mnie wybudził z zamyślenia. Zorientowałem się, że jeszcze moment i wlazłbym w ścianę. Mało mi brakowało.-Brałeś coś?-siostra wsadziła mi palec w żebra i weszła do kuchni gdzie była mama i seksowna szatynka, która właśnie schylała się do piekarnika. Słodki Jezu chcieć na chwilę przestać o niej myśleć i się nie da.
-Synu chodź pogadamy.-głos ojca wyrwał mnie z kolejnego zawiasa dzisiejszego dnia. Posłuchałem się go i wszedłem z nim do jadalni. Zajęliśmy miejsca przy stole i zaczęliśmy gadać o tym co u mnie. Oczywiście nie obyło się bez słynnego "Gdybyś nie poszedł do Barcelony to byłbyś tu na miejscu." Ten tekst pojawiał się w każdej rozmowie tuż po moim przyjeździe do rodzinnego domu. Nim spostrzegłem stół był już zastawiony, a mama i Rafa niosły ostatnie smakołyki. Niestety nigdzie nie widziałem ślicznej szatynki.
-Więc smacznego!-mama z uśmiechem usiadła obok ojca i nałożyła mu ziemniaków.
-A Ariana nie je z nami?-mimowolnie zadałem nurtujące mnie pytanie.
-Mówiłam jej, ale mówiła, że idzie się położyć.-dostałem odpowiedź z ust siostry.
-Jak chcesz to idź po nią.-mama zachęcająco się uśmiechnęła.-Może ty ją namówisz.-dodała po czym włożyła do ust kawałek mięsa i zajęła się przeżuwaniem go. Podniosłem tyłek z krzesła i zaciskając usta w cienką linijkę udałem się na górę. W połowie drogi usłyszałem krzyk rodzicielki, który instruował mnie, w którym pokoju znajduje się dziewczyna.
Delikatnie nacisnąłem klamkę od drzwi, a moim oczom ukazał się widok leżącej na łóżku i czytającej Ariany. Nie wiem czemu, ale nagle spanikowałem. Nie miałem odwagi, by wejść do środka. Mój umysł kazał mi to zrobić. Nogi zaś nie chciały iść w przód, lecz w tył. Wycofałem się, by dać sobie spokój i zejść do rodziny. Jednak pod moim ciężarem zaskrzypiała jedna z desek. Mój wzrok spotkał się ze spojrzeniem dziewczyny. Uśmiechnąłem się jak kretyn na co ona tylko uniosła brwi do góry.
-Podglądasz mnie?-usłyszałem padające z jej ust pytanie.
-Nie..nie..nie..-zająknąłem się
-To po co skradałeś się jak złodziej?
-Bo ja....-zabrakło mi słów do wysłowienia się. Szatynka zamknęła czytaną książkę, odłożyła ją na bok i usiadła po turecku.
-Bo ty...-pokręciła dłonią, by dać mi do zrozumienia, że chce dostać odpowiedź.
-Przyszedłem zawołać cię na kolację.
-I tylko to?-potwierdziłem.-Przyszedłeś mnie zawołać i dlatego skradasz się jak ninja?-wybuchnęła nagłym śmiechem. Moje zachowanie było trochę głupie, ale nie musiała od razu reagować takim śmiechem.
-Idziesz?-zapytałem bez żadnego entuzjazmu, bo poczułem się urażony. Nienawidziłem jak dziewczyna się ze mnie śmiała. Wtedy czułem się taki mało męski.
-Zaraz zejdę.-delikatnie się uśmiechnęła. Przymknąłem drzwi i z powrotem zszedłem na dół. Ledwo co zająłem swoje miejsce, a ona już pojawiła się na dole. Ojciec wskazał jej miejsce obok mamy, a zarazem na przeciwko mnie. Za nim usiadła upięła włosy w wysokiego kucyka.
-Synu pomożesz mi jutro przy motorze?-spytał ojciec, gdy nalewał każdemu nalewkę swojej roboty.
-Jutro? No nie bardzo..-skrzywiłem się i podrapałem po karku.
-Idziesz jutro do Daviego?-spytała mama
-Pojutrze do niego pójdę.-odpowiedziałem na zadane przez matkę pytanie.-Jutro spotykam się z Bruną.-dokończyłem wypowiedź, a moja rodzicielka zachłysnęła się pitym trunkiem.
Siostra zaczęła klepać ją po plecach, a Ariana nalała jej do szklanki wody mineralnej.
-Bruna nie jest dla ciebie.-powiedziała twardo
-Matka ma rację.-przyznał ojciec.-Ta dziewczyna to kompletna pomyłka. Daj sobie z nią spokój.
-Ona nie jest żadną pomyłką.-rzuciłem trzymany w dłoni widelec na blat stołu i cisnąłem spojrzeniem w oboje rodziców.
-Bracie, ale ona nie jest w stanie ci nic zaoferować..-poczułem dłoń siostry na ramieniu.-Ty i ona to dwa zupełnie inne światy.-objęła mnie rękoma za szyję i przytuliła.
-Jednak to mój wybór nie wasz.-mruknąłem pod nosem
-Ale...
-Nie ma żadnego ale! Zawsze wpieprzaliście się w moje życie, ale tym razem pozwólcie, że sam zdecyduję czy Bruna jest dla mnie czy nie!-wyrwałem się z objęć siostry i gwałtownie wstałem. Pytali jakie mam plany więc im odpowiedziałem. Nie pytałem ich o zdanie. Miałem ponad dwadzieścia lat, a oni traktowali mnie jak małego bachora. Chyba umiem dokonywać wyborów, nie jest jakiś upośledzony umysłowo. Na dodatek sam wiem lepiej co jest dla mnie dobre, a co mi zaszkodzi. Najbardziej nie rozumiem dlaczego tak bardzo nie lubią Bruny. Nie jest specjalnie mądra czy też miła, ale jest ładna i dobrze mi się z nią gada. Chyba taki argument powinien wystarczyć.
Wkurzony na nich udałem się do swojego pokoju i mocno trzasnąłem drzwiami. Dobrze, że futryna jest mocno przymocowana. W innym wypadku mogłoby być nieciekawie. Nie rozbierając się, położyłem się do łóżka i dużo rozmyślając o Brunie, rodzicach, Barcelonie, i nawet Arianie, zasnąłem.